środa, 9 kwietnia 2014

Rozdział 4

   Czuję na mnie przerażone spojrzenie Katriny. Pokazuję kolejny znak, który ma zmusić ich do zachowania spokoju.
   - Nie każ mi próbować! - Mężczyzna wyraźnie mnie prowokuję.
   - Nie mam zamiaru. Czego pan chce? - na pewno go obraziłam brakiem kultury.
   - Dobrze wiesz. Złaź na dół.
   - Nie widzę sensu. I tak mnie nie zabijecie, a jedynie pojmać i pewnie torturować, jak znam życie.
   - Jak się o tym dowiedziałaś?
   - Bo gdybyście chcieli się mnie po prostu pozbyć, podpalilibyście las i spłonęła bym żywcem.
Na dole słyszę szepty na mój temat. Orientuje się, że nie wiedzą nic o Kati i reszcie. Odwracam się i widzę, że siostra macha nadgarstkami. Najwyraźniej zaczęli traktować mnie jak przywódcę. Chcą wyjść z ukrycia i mnie bronić. Lekko kiwam głową.
   - Dalej złaź! - słyszę z dołu.
   - Co ona wam zrobiła? - Kyle zaczyna dyskusję.
   - To nasze prywatne porachunki.
   - Jest tylko małą dziewczynką! - Kati mnie poniża.
   - I co z tego. Zawiniła, więc teraz dostanie karę. - Odbezpiecza pistolet.
   - Hahaha, ale żeśmy się uśmiali - kolejni ludzie coraz bardziej denerwują strażników. Nie powinni tego robić.
   Mężczyzna nie wytrzymuje. Zauważa Clarrisę na drzewie po mojej lewej. Ośmiolatka płacze wtulona w gałęzie. Biedulka! Co ona musi przeżywać! A teraz jest o krok od śmierci. Jeden mały błąd z mojej strony i nie zobaczę siostry do końca życia. Olśniło mnie!
   - Chce się pan dowiedzieć, co u mojego ojca? - Zabieram głos.
   - No ja właśnie w tej sprawie.
   - Aha więc chodzi o publiczne "rozstrzelanie"? To w którym nagle porywacie osobę, którą kochałam nad życie? To, którego ja byłam świadkiem? I wy, naiwni, myśleliście, że zapomnę?
Patrzę po uciekinierach. Wszyscy patrzą na mnie z przerażeniem. Macham nadgarstkiem i wszyscy celują do strażników tym, co mają. Mamy przewagę liczebną.
   - Mam zacząć, tak? - Dowódca strażników ma cięty język. Zbyt cięty.
   - Teraz pan przegiął! - Kyle, ty idioto, co ty wyrabiasz?! Chłopak rzuca nóż w jednego strażnika. Za późno. Przelała się krew i strażnik runął na ziemię z rozciętą nogą. Muszę być szybka! Strzała przebija na wylot dłoń, w której dowódca zacisnął pistolet i wbija się w brzuch mężczyzny, stojącego tuż za nim. Rozpoczęła się krwawa jatka. Strzała, oszczep, nóż i nabój. To wszystko co chwilę przelatywało mi przed oczyma. Ale widzę tylko jedno. Krew.
   Słyszę krzyk. To znajomy krzyk bólu, którego nienawidzę słyszeć. Clarris! Skaczę z drzewa na drzewo. Adrenalina uderzyła tak mocno, jak nigdy. Chwytam ją. Ma dziurę w ramieniu. Nim nabój ją trafił, musiał otrzeć się o wiele liści i gałęzi, bo rana nie jest głęboka. Wyjmuję kawałek metalu i obwiązuję jej rękę bandażem z torby. Patrzę w dół. Głównie walczą ci starsi. Ja tez powinnam. Chcę zabić dowódcę, tak jak on ponoć zabił mojego ojca na placu. Schodzę na dół i dobijam umierających.
   - Uciekaj! - To głos Kati - uciekaj, słyszysz?!
   - Nie mogę! - odpowiadam i kopię w skroń jednego z przeciwników.
   - Anne, nie damy rady! - Niestety ma rację. Oddaję strzał do mężczyzny, który chciał wtopić jakiś nożyk w brzuch siostry.
  - Bierz Clarrisę! Zwiewamy.

7 komentarzy:

  1. Po pierwsze kto to Clarisse?
    Po drugie Cudownie piszesz, tylko dziwna forma. Bez urazy ale uważam ze lepiej Ci idzie pisanie tego bloga niż tego starego,ale cóż wyjdzie w praniu. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyjdzie w następnym rozdziale. Poza tym już dziś pojawi się w bohaterach.

      Usuń
  2. Bardzo ciekawe opowiadanie :) Polecam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fantastyczne, fenomenalne itd.

    OdpowiedzUsuń