Czuję na mnie przerażone spojrzenie Katriny. Pokazuję kolejny znak, który ma zmusić ich do zachowania spokoju.
- Nie każ mi próbować! - Mężczyzna wyraźnie mnie prowokuję.
- Nie mam zamiaru. Czego pan chce? - na pewno go obraziłam brakiem kultury.
- Dobrze wiesz. Złaź na dół.
- Nie widzę sensu. I tak mnie nie zabijecie, a jedynie pojmać i pewnie torturować, jak znam życie.
- Jak się o tym dowiedziałaś?
- Bo gdybyście chcieli się mnie po prostu pozbyć, podpalilibyście las i spłonęła bym żywcem.
Na dole słyszę szepty na mój temat. Orientuje się, że nie wiedzą nic o Kati i reszcie. Odwracam się i widzę, że siostra macha nadgarstkami. Najwyraźniej zaczęli traktować mnie jak przywódcę. Chcą wyjść z ukrycia i mnie bronić. Lekko kiwam głową.
- Dalej złaź! - słyszę z dołu.
- Co ona wam zrobiła? - Kyle zaczyna dyskusję.
- To nasze prywatne porachunki.
- Jest tylko małą dziewczynką! - Kati mnie poniża.
- I co z tego. Zawiniła, więc teraz dostanie karę. - Odbezpiecza pistolet.
- Hahaha, ale żeśmy się uśmiali - kolejni ludzie coraz bardziej denerwują strażników. Nie powinni tego robić.
Mężczyzna nie wytrzymuje. Zauważa Clarrisę na drzewie po mojej lewej. Ośmiolatka płacze wtulona w gałęzie. Biedulka! Co ona musi przeżywać! A teraz jest o krok od śmierci. Jeden mały błąd z mojej strony i nie zobaczę siostry do końca życia. Olśniło mnie!
- Chce się pan dowiedzieć, co u mojego ojca? - Zabieram głos.
- No ja właśnie w tej sprawie.
- Aha więc chodzi o publiczne "rozstrzelanie"? To w którym nagle porywacie osobę, którą kochałam nad życie? To, którego ja byłam świadkiem? I wy, naiwni, myśleliście, że zapomnę?
Patrzę po uciekinierach. Wszyscy patrzą na mnie z przerażeniem. Macham nadgarstkiem i wszyscy celują do strażników tym, co mają. Mamy przewagę liczebną.
- Mam zacząć, tak? - Dowódca strażników ma cięty język. Zbyt cięty.
- Teraz pan przegiął! - Kyle, ty idioto, co ty wyrabiasz?! Chłopak rzuca nóż w jednego strażnika. Za późno. Przelała się krew i strażnik runął na ziemię z rozciętą nogą. Muszę być szybka! Strzała przebija na wylot dłoń, w której dowódca zacisnął pistolet i wbija się w brzuch mężczyzny, stojącego tuż za nim. Rozpoczęła się krwawa jatka. Strzała, oszczep, nóż i nabój. To wszystko co chwilę przelatywało mi przed oczyma. Ale widzę tylko jedno. Krew.
Słyszę krzyk. To znajomy krzyk bólu, którego nienawidzę słyszeć. Clarris! Skaczę z drzewa na drzewo. Adrenalina uderzyła tak mocno, jak nigdy. Chwytam ją. Ma dziurę w ramieniu. Nim nabój ją trafił, musiał otrzeć się o wiele liści i gałęzi, bo rana nie jest głęboka. Wyjmuję kawałek metalu i obwiązuję jej rękę bandażem z torby. Patrzę w dół. Głównie walczą ci starsi. Ja tez powinnam. Chcę zabić dowódcę, tak jak on ponoć zabił mojego ojca na placu. Schodzę na dół i dobijam umierających.
- Uciekaj! - To głos Kati - uciekaj, słyszysz?!
- Nie mogę! - odpowiadam i kopię w skroń jednego z przeciwników.
- Anne, nie damy rady! - Niestety ma rację. Oddaję strzał do mężczyzny, który chciał wtopić jakiś nożyk w brzuch siostry.
- Bierz Clarrisę! Zwiewamy.
Po pierwsze kto to Clarisse?
OdpowiedzUsuńPo drugie Cudownie piszesz, tylko dziwna forma. Bez urazy ale uważam ze lepiej Ci idzie pisanie tego bloga niż tego starego,ale cóż wyjdzie w praniu. :D
Wyjdzie w następnym rozdziale. Poza tym już dziś pojawi się w bohaterach.
UsuńBardzo ciekawe opowiadanie :) Polecam! :)
OdpowiedzUsuńNie przeczytałaś :* Ale dzięki :)
UsuńFantastyczne, fenomenalne itd.
OdpowiedzUsuńDzięki
UsuńCiekawe....
OdpowiedzUsuń