sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 3

   Na pewno są to oczy należące do zwierzęcia. To oczy z pewnością ludzkie. Ktoś czai się w pobliżu. Pytanie tylko, jak długo? Co wie? Czego chce?
   Szarpię Kyle'a. On też to widzi. Aby zbić człowieka z tropu, udaję, że uczę chłopaka strzelać z łuku. Oczy znikają. Pokazuję mu jak celować, a on strzela prosto w krzak. Słychać krzyk. Podbiegamy. Nie wiem, kto to. Wiem tylko, że jest na granicy między życiem i śmiercią. Strzała przebiła serce na wylot. Mówi tylko jedno słowo: "Uciekajcie". Działam instynktownie. Kyle upycha swój plecak zwierzętami, kiedy ja budzę Katrinę i resztę. Zbieramy się jak najciszej i jak najszybciej.
   Nie wiem, co stanie się z resztą. Postanawiam też obudzić parę osób, które są w stanie pomóc nam przetrwać. Część jednak stawia opór. Mówię im, że albo idą, albo zajmują się prawie dwusetką biedaków, którzy nie mają szans na cokolwiek innego niż śmierć. Kilkoro nie chce się ruszyć mimo wszystko, więc zostawiam ich w spokoju. I tak powstała grupa 24 osób, którą nazwałam "Uciekinierami".
   Tak więc biegniemy. Uciekamy jak najdalej stąd. Nagle ciszę przerywa krzyk. Mam ochotę zawrócić i pomóc, ale Kyle mnie powstrzymuje. Mówi, że już za późno. Przerażona ruszam w dalszą drogę i rozmyślam, co robić. Gonią nas. Musi być ich dużo, skoro atakują taką grupę. Nas też mogą dogonić. Nagle wpadam do jakieś dziury. Dlaczego jej nie zauważyłam? Chwila moment! To nie byle jaka dziura, a dokładnie wymierzony kwadrat i wyraźny ślad po użyciu łopaty. Wszystko świeże. Gdzieś blisko musi być jakaś cywilizacja. Dzielę się spostrzeżeniami z resztą. 2 lata starszy ode mnie Jack mówi, że tyko to sobie ubzurałam. Może...
   Trzeba biec dalej, ale energii nam brakuje. Jemy po jednym z upieczonych ptaków na czwórkę. Posiłek słaby, szczególnie, że już prawie sześć godzin biegamy z pustymi żołądkami. Dopiero teraz zorientowałam się, że ciągle biegniemy w tym samym kierunku. Żeby ich zmylić biegniemy w prawo. Wspinamy się na drzewa. Obserwujemy to, co się dzieje na polanie pod nami, a dzieje się sporo. Duża grupa ludzi w białych mundurach rozgląda się i rozmawia:
   - Jesteś pewien, że tu pobiegli? - pyta jeden z nich.
   - Tak - odpowiada drugi - ale tu urywa się ślad.
   - To nie możliwe, żeby nagle wyparowali - rzuca kolejny.
   - Ona nie może nam uciec.
   - Racja!
   - Tylko ona widziała to, co się wtedy stało.
Mam pewność, że mówią o mnie. Mrugam porozumiewawczo do Kati, a ona do Kyle'a. Patrzę jak po drodze umówiony sygnał, przeskakuje od osoby, do osoby. Spoglądam w dół i moje oczy spotykają się z oczami dowódcy.
   - Cześć, skarbie - zaczyna - może do nas zejdziesz.
   - Niby po co? - pytam prowokująco - Żebyście mogli mnie zestrzelić? Jakbyś się postarasz to z dołu też trafisz. Chyba, że ja będę pierwsza.
   Naciągam strzałę na cięciwę, gotowa do strzału. Mężczyzna celuje we mnie z pistoletu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz