środa, 2 kwietnia 2014

Rozdział 1

   - Anne, Anne, obudź się - głos w mojej głowie staje się coraz głośniejszy - Anne, Anne dalej, wstawaj - ale ja nie chcę wstawać - Anne, Anne, szybko - mimowolnie otwieram oczy. Przede mną stoi moja siostra, Kati. Ma 17 lat i brązowe włosy.
   - Anne! - Krzyczy
   - Już wstaję! - Odpowiadam
   - Szybciej! - Pogania mnie
   - O co ci chodzi?
   - Dalej! Uciekaj!
   - Stój, Kati! Wyjaśnij mi!
   - Zaraz nas zbombardują! Jeśli się nie ruszymy to zostaną po nas tylko szczątki!
   Ubieram się i chwytam moją torbę, przygotowaną jak zawsze na wszystko. Biegnę za siostrą. Przed domem stoi już moja matka i reszta rodzeństwa. Gdzie uciec? Całe miasto zaraz stanie w płomieniach. Jest jedno miejsce, które może być bezpieczne, a przynajmniej bezpieczniejsze niż sterczenie w domach. Moja kryjówka. Miejsce, o którym nikt nie wie. Miejsce, do którego często uciekam. Miejsce, dzięki któremu mogę pomóc w wyżywieniu rodziny.
   Las.
   Chwytam Kati za rękę i ciągnę w stronę bocznej uliczki. Zrozumiała. Ponagla resztę i krzyczy do innych mieszkańców. Duża grupa ludzi biegnie za mną i liczy na to, że odciągnę ich od śmierci.
   Już prawie jesteśmy. Metry dzielą mnie od studzienki kanalizacyjnej. Skaczę i pomagam zejść ludziom. Każę Kati poprowadzić ich do końca tunelu. Ruszyła. Kolejni wchodzą do moich małych podziemi.
   - Anne! - słyszę głos w głębi tunelu - gdzie dalej?
Muszę tam pobiec. Jak to dobrze, że dwie noce temu zostawiłam tu deskorolkę. Wskakuję i pędzę wzdłuż tłumu. Mijam matkę. Zatrzymuje mnie. Mówi, że chce pomóc.
   - Biegnij na tyły! Pomagaj innym! - krzyczę z oddali i jadę dalej.
   Dojeżdżam do Kati.
   - Co dalej? - pyta
   - Za mną.
Prowadzę nas do wyjścia wijącymi się tunelami. Wychodzimy na otwartej polanie. Przed nami stoi płot, który odgradza nasze miasto od reszty świata. Powinien zawsze być pod napięciem, ale zazwyczaj jest nie groźny. Tym razem chyba ktoś pomyślał o ewentualnej ucieczce mieszkańców i postawił przed nami barierę nie do przejścia. Słyszę ciche bzyczenie. Za 5 minut nic z nas nie zostanie. Trzeba działać. Kolejni ludzie wychodzą z tunelu. Wiem! Proszę Kati, żeby mnie podniosła. Sięgam do gałęzi. Linę z mojej torby zawiązuję na konarze i skaczę na ziemię po drugiej stronie płotu. Nagle czuję ból w kostce, chyba jest skręcona.
   Nie ma czasu! Zahaczam końcówkę liny o korzenie wystające z ziemi. Kati już wie o co chodzi. Wspina się na szczyt drzewa i pomaga wspiąć się innym ludziom. Ktoś opatruje mi nogę i niesie mnie na ramieniu. Ludzie zsuwają się po linie i biegną do lasu.
   Jestem już bezpieczna. Całe rodzeństwo też. Nagle nadleciał samolot. Goni nas. Słyszę wybuch. Daleko w tyle, przy studzience pojawia się ogień. "Mamo!"- nawołuję, powtarzam to słowo. Kati podbiega, przytula się do mnie. Zaczynam płakać. To nie może być prawda.
   -Chodź Anne, już pora - mówi.
Idę. Nie ma sensu dłużej płakać. Jej już nie zobaczę, tak samo jak ojca. Najpierw zabrali mi jego, a teraz ją. Zostaliśmy sami.
   Musimy uciekać.

3 komentarze:

  1. Hmmm, ogólnie czytałam z zapartym tchem, nie wiem do końca jak to opisać, ale poczułam się jakbym była w ciele Anne, uciekam i ukrywam się. :) Fajne! :)

    Dodatkowo zapraszam na pierwszy rozdział u mnie:

    http://kochajac-potwora.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. die-together.blogspot.com

    lovely-sweetie.blogspot.com

    bloody-ripper.blogspot.com

    Zapraszam!

    OdpowiedzUsuń